Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/359

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda — dodała cicho — nienawidziłam tego pierwszego jej męża, bo to nie była partya dla niej, człek prosty... ale, mój Podrobo, to był anioł w porównaniu do tego niegodziwca...
Rządca zrobił minę wątpliwą jakąś i stęknął tylko.
Właśnie służący wzniósł był lampę do pokoju, a księżna z dalszą rozmową wstrzymała się, dopóki nie wyszedł, gdy we dworze cichym zawrzało. Zahuczał powóz przed gankiem, słychać było głośne wołanie, stukot, bieganinę i księżna porwała się zdumiona, pojąć niemogąc, kto śmiał się tak u niej rządzić. Podroba miał wybiedz zobaczyć, gdy służący wszedł żywo i oznajmił, że książę Eustachy nadjechał, że kazał rzeczy znosić do pokojów w murowanem skrzydle i herbatę podawać. Po wyjściu sługi księżna trzęsąc się ze wzruszenia obróciła się do rządcy.
— Widzisz, widzisz — u mnie, u mnie jak się rządzi.
Podroba był mocno zkonfundowany. Jego przybycie to więcej może przeraziło niż księżnę — począł się poruszać jakby nie wiedział czy ma wyjść, czy pozostać i co robić z sobą.
Jeszcze się kręcił u progu, gdy powtórnie drzwi otwarto i zawołano.
— Książę kazał pana rządcę prosić do siebie, tylko prędko...
Spojrzał Podroba na księżnę.
— A, idź, idź, bo awanturę zrobić gotów, rzekła — a będzie pytał... wiesz co masz mówić.. Patrzajże, dodała: wie że ja tu jestem, żeby się przyszedł choć przywitać ze mną. Rządzi się u nas jak u siebie...