Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/362

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam W. Ks. Mość, ale pierwszy mąż księżniczki pan Kormanowski rachunki przepatrywał pilno i weryfikował, a przecięż...
— Przecięż, mój Podrobo — odparł książę ostro, mając romans z córką nie mógł ojca potępić.
Rzucił się stary jak sparzony.
— To potwarz — rzekł głosem stłumionym, potwarz niepoczciwa...
— Ale dajmyż temu pokój — nie dając mówić przerwał książę — to już się tak tylko napomknęło... Gadajmy otwarcie — ja waćpanu źle nie życzę — ale ręka rękę myje. Rozumiesz waćpan.
Podroba zmilczał, czekając co dalej przyjdzie, wzburzony był jeszcze... Uderzył go jednak ten aksyomat o umywaniu rąk... pełen znaczenia.
Książę jeszcze bliżej przystąpił.
— Słuchaj stary, dodał — wiem, że masz wpływ na księżnę i że ona ci wierzy... Usłuż mnie, a ja ci odwdzięczę. Przy Zbyszewie się nie utrzymacie, to darmo, długów jak mrowia... Nie zaprzeczaj — ja mam ich spis, wiem co do grosza. Prędzej, później musicie go sprzedać, a im później tem dla was gorzej. Dziśby się jeszcze może co okroiło, jutro — nic.
Podroba jeszcze nie mógł zrozumieć do czego książę zmierza.
— Zatem, kończył Eustaszek — ja na Zbyszew kupca mam; a ty forytuj, by nam go sprzedano... Pójdzie przynajmniej w dobre ręce, a starej zostanie jeszcze jej Klucz, choć odłużony, na którym czas jakiś pobawi się.
Właściwie Zbyszew był oddany mojej żonie i jest jej i mój, ale na nieszczęście prawnie nic nie ma