Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/363

Ta strona została uwierzytelniona.

zrobionego... Z tego poszło wszystko złe, bo jabym był nie dopuścił takiego babskiego marnotrawstwa...
Podroba osłupiały słuchał...
Książę chcąc od razu zbyć się całej sprawy, mówił żywo, nacierając na starego.
Clara pacta, mój stary — clara pacta, karty na stół. Ja w rachunki wasze nie będę patrzał, przy zadawaniu zamknę oczy na to co jest, a czego nie ma. I to już coś znaczy, na ostatek gotówem dać porękawiczne, byleś ty mi starą uchodził i Zbyszewa kupno ułatwił.
— W. Ks. Mość sam chcesz? mruknął Podroba.
— Czy ja, czy ktoś z mojej ręki, to wszystko jedno — przerwał niecierpliwie książę.
Podroba zamyślił się głęboko, widać było że walczył z sobą.
— Przepraszam W. Ks. Mość — rzekł, ale niech mi wolno będzie słowo rzec. Co się tycze rachunków i zdawania, ja obawy żadnej nie mam. Pokwitowania od księżny są... ona dotąd prawną była dziedziczką. Właśnie o Zbyszewie mowa dziś była... Księżna pani spodziewa się przy nim utrzymać, sprzedając tylko jedną wieś Zagoście, a na tę kupiec jest.
— Zagoście? trzonowy ząb! wzdrygnął się książę — bez niego Zbyszew nic niewart. Rezydencya ta, co tak elegancko wygląda, to osmarowana rudera, a folwark kiepski. Inne też... pożal się Boże... Zagoście ma las i najlepsze pola.
Tak dokładna informacya o wartości i znaczeniu Zagościa, zdziwiła mocno Podrobę, który podniósł oczy wielkie na księcia.
— Któż chce kupić Zagoście? zawołał Eustaszek.