na i piękną panią o niepotrzebne (jak się wyrażała) amory. Zachmurzyła się nawet. Nie mogła przypuścić, ażeby ten poczciwy Celestyn miał się wdawać z niewiastą zamężną w romanse; ale ją w duchu obwiniła o kokieteryę.
Przez cały obiad staruszka zasępiona siedziała.
Pani Zastawska zaś z początku pomieszana, wprędce rozruszała się, rozweseliła, i szczególniej Leokadyę humorem i rozumem wzięła za serce.
Celestyn też był jakby odmłodzony... Takim go tu oddawna nie widziano, co matkę zasmuciło.
— Niepotrzebne bałamuctwo — mówiła sobie staruszka. Z ogniem nigdy igrać nie potrzeba. Niechby sobie co najprędzej pojechały zkąd przybyły...
Pani konsyliarzowa z Zastawską zabawiły jednak z tydzień w Warszawie, i Celestyn im gorliwie assystował. Woził do teatru, zapraszał na obiady, a i Leokadya raz jeszcze na herbatę zmuszona była prosić do dworku.
Pani Monika krzywiła się na to, nie tając przed córką podejrzeń.
— Ja ci powiadam, szeptała po cichu: ta Zastawska z tą swoją pięknością — jabym grosza nie dała, że ona go bałamuci i kocha się w nim... A i za niego nie ręczę. To obraza boża! kobieta zamężna, do czego się to zdało!... Leokadya się na to oburzała, ręcząc za Celestyna...
Jednakże przy herbacie pilniejsze zwróciwszy oko na Milkę i na brata, i ona się zasmuciła. Schwytała po drodze parę wejrzeń Milki podejrzanych.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.