Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/379

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyjechały wreszcie konsyliarzowa z przyjaciółką, które Celestyn do pierwszej stacyi odprowadzał, z czem się nie taił; a przy widzeniu się z bratem, Leokadya, która nie lubiła tajemnic i z Celestynem była jak najotwarciej, zagadnęła go seryo.
— Słuchaj-no ty — matka posądza cię bodaj o romans z Zastawską! Ja nigdy nic podobnego nie przypuszczałam. Raz serce cię uczyniło nieszczęśliwym i wprawiło w położenie fałszywe; drugie byłoby gorsze jeszcze.
Pogroziła mu palcem. Celestyn się zarumienił nieco, ale uśmiechnął spokojnie, jak człowiek, któremu sumienie nie ma nic do wyrzucenia.
— Słuchaj, rzekł — najprzód wiedzieć masz, że ja kocham moją żonę, chociaż mnie porzuciła, i kochać już innej nie mogę. Zastawską lubię, przywiązany do niej jestem przyjaźnią wielką i gorącą. Jest to istota niepospolita, budząca współczucie, bo ją los rzucił na pożarcie głupim i zbydlęconym... Ona ma dla mnie sympatyę, to rzecz niewątpliwa; ale ja w miłostki zakazane anim się myślał wdawać, ani będę... Rzecz to dla mnie wstrętliwa jak wszelki fałsz, zdrada i bydlęca namiętność.
Tak kategorycznie odprawiona Leokadya uspokoiła się, dodając wszakże:
— Ale ona się w tobie szalenie kocha. Matka miała słuszność. I jabym na to przysięgła.
Celestyn ramionami ruszył.
— Dajże pokój temu! zamknął rozmowę.
Pomimo tego wyznania wiary Celestyna, które on nieraz powtarzał, twierdząc, że Jadzię swą kocha i kochać jej nie przestanie — matka i siostra żeniły go,