Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/380

Ta strona została uwierzytelniona.

to jest ożenić pragnęły. Nie mogły tylko znaleźć dla niego nic takiego, coby ich miłości dla Celestyna odpowiadało. Żądały dla niego zbyt wiele.
Żeniono go i w tych kołach, w których bywał. Panny spoglądały nań z zajęciem, wdowy pierwsze nawet czyniły kroki... piękny archiwista był bardzo grzeczny, uprzejmy, lecz jak lód zimny.
Z dala trafiało mu się w ulicy, w kościołach, w Saskim ogrodzie spotykać żonę... Unikał jak mógł zbliżenia się; kilka jednak razy przypadek zrządził, że się zetknęli oko w oko...
Celestyn, który w twarzy jej czytać umiał, łatwo dostrzegł, że cierpiała. Zmizerowanie jej, żółtość, zestarzenie obudzały w nim litość niewymowną.
Unikał ze wszystkimi rozmowy, a nawet wspomnienia o księżnie Eustachowej; jednakże w ostatnich czasach tak go uderzyła ta boleść, którą ona nosiła w całej postaci swej, iż spotkawszy się z Rymundem, sam na sam, zagadnął go:
— Nie tłómacz pan tego źle — rzekł mu, — lecz pozwól, abym spytał, jakie jest pożycie ks. Eustachowej z mężem?
Rymund był doskonale o wszystkiem uwiadomiony. Księżna stara nie miała tajemnicy dla Żuliety, a ta powtarzała co od niej słyszała na głos w salonie. Pożycie nie było tajemnicą dla nikogo.
— Jakto? to ty nic nie wiesz? odparł Rymund. — Eustaszek jest kawał łotra, jakich mało... Wiesz, że on te baby najbezwstydniej zrujnował, ograbił, że są prawie bez resursów. Księżna się udawała o pożyczkę na miłość bożą, do nas wszystkich. Odmówiliśmy, bo Jadzia ma fantazye i gubi się. Chciała jechać do