Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/381

Ta strona została uwierzytelniona.

Włoch. Klejnoty posprzedawane, pozastawiane, mówią, że Zbyszew na włosku. I ten Eustaszek pochwyci... Z żoną są na stopie wojennej od dawna; mówią do siebie tylko przy ludziach. Nieszczęśliwa księżna zalewa się łzami i truje zapóźnemi żalami.
Nie przesadzam nic — dokończył Rymund — pytaj innych, wszyscy wiedzą. Kobiety to zgubione, bo ich z rąk tego matacza nie można wyrwać.
Celestyn padł na krzesło, łamiąc ręce.
— Na Boga! ale czyż na to nie ma ratunku? krzyknął.
— Jaki? Kobieta, co raz poszła do rozwodu, samaby na siebie kamieniem rzuciła, żądając drugiego. A gdyby nawet do tego przyszło — nędza je czeka... Straciły wszystko...
— Ale ja znam ich interesa — tak źle nie może być! zakrzyknął Celestyn. Na miłość Boga, ty panie, co masz serce, który tyle czyniłeś i czynisz dobrego, ratuj je.
— Ja? odparł Rymund. Ja! a dajże mi pokój! Mają te dwie kwoki, na co zasłużyły. Kara boża, palec boży — ja przeciwko słusznej sprawiedliwości opatrznej nie stanę. Małoś to waćpan od nich wycierpiał? kolej przyszła na nie...
Celestyn się obruszył.
— Pan jesteś niesprawiedliwy! zawołał. Weź pan w rachubę wychowanie starej księżny, świat, w którym żyła, na pół ją uniewinniły. Przywiązanie jej do córki jest piękną stroną jej serca. Co się tycze Jadzi, ona jest zupełnie niewinną; matka bezwiednie wpędziła ją w tę...