Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/382

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kałużę — dodał Rymund. Ale mów sobie co chcesz... ja w ich sprawy się wdawać nie myślę... i — ty się tem nie irytuj daremnie. Nie ma ratunku...
Celestyn nie dał za wygraną.
To, o czem się dowiedział od Rymunda, nie zaspokoiło go; poszedł innemi drogami na wzwiady. Nie mogąc sam, użył innych dla dowiedzenia się o szczegółach.
W czasie gdy jeszcze był mężem księżniczki, dosyć mu życzliwości, choć z pewnem powstrzymywaniem się w jej okazywaniu, dała dowodów panna Klara. Począł szukać sposobu widzenia się z nią. Wiedział, że na mszę chodziła do Bernardynów, kilka razy wstępował do kościoła, nie mogąc się z nią spotkać. Na ostatek jednej niedzieli udało mu się pochwycić ją, gdy już wychodziła. Panna Klara poznawszy go, chciała uniknąć zbliżenia się, gdy Celestyn przywitawszy się, począł prosić o chwilę rozmowy.
Mocno zdziwiona stara panna, odmówić jej nie umiała.
— Panno Klaro, odprowadziwszy ją na bok, począł Celestyn — wierz mi, że nic innego nad stałe moje przywiązanie do tej, która była żoną moją, przywiązanie i chęć przyjścia jej w pomoc, a nie żadna płocha ciekawość, pobudza mnie do tego kroku. Na miłość bożą, powiedz mi pani prawdę. Doszły mnie najsmutniejsze wieści o pożyciu, o interesach, o ruinie — o tym człowieku... Jestże to prawda? możeż to być? To są rzeczy przesadzone?
Zawahała się w początku panna Klara, nie chciała nic mówić, rozpłakała się.