Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/384

Ta strona została uwierzytelniona.

stąpienia, gdy innego ratunku spodziewać się nie można. Kobiety potrzebują podpory jakiejś, opieki. Mówił z takim zapałem, że w końcu i Landlera poruszył.
— Jestem przekonany, odezwał się doktor — że gdyby ks. Eufrezya widziała możność uwolnienia się od despotyzmu zięcia, miałaby odwagę wystąpić przeciw niemu w obronie córki... Ale... porwać się na to bez środków... one grosza nie mają.
— Ja oddam co mam! zawołał Celestyn.
— Cóż to? czy zemsta, czy miłość dla dawnej żony? rzekł uśmiechając się Landler.
— Nie zemsta, ale miłość i politowanie! zawołał Celestyn. Ona zerwała ze mną, ale ja nie czuję się rozwiązanym ani od przysięgi, ani od obowiązków.
— Heroicznie! rozśmiał się doktór. Otóż, wiedz co mi na myśl przychodzi. Jest jeden człowiek tylko, któryby się z apetytem porwał przeciw ks. Eustachemu. Zobacz się i pomów z nim. Jest to mecenas Pirowski, którego książę ukrzywdził i osobiście obraził, człowiek rozumny, ale namiętny i gwałtowny... Mów z nim.
Ponieważ mecenasa nie znał Celestyn, wyprosił sobie list polecający i pojechał do niego natychmiast. Mecenas Pirowski, który wielkim talentem z niczego dorobił się sławy i majątku, był w swojem kole potęgą. Głowę miał nadzwyczaj otwartą, pojęcie jasne, wymowę niepospolitą, a w to co robił, kładł całą duszę. Czy szło o wielką rzecz czy małą, przejmował się nią, brał do serca, i to była wielka tajemnica, która mu prawie zawsze zapewniała zwycięztwo. Wprawdzie unosił się czasem zbytnio, gorączkował,