Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/389

Ta strona została uwierzytelniona.

W drodze dopiero miał się rozmyśleć, jak postąpi — bo nie wiedział sam jeszcze, jak tę burzę zażegnać. Chciał użyć pośrednictwa Żuliety, senatora, hr. Tymoleona, przychodziło mu do głowy wpaść samemu wprost do księżny...
Nie był pewien co zrobi, wiedział tylko, iż coś stanowczego uczynić trzeba dla uniknięcia wybuchu. Gotów był przystać na cichą separacyę de facto, i wyznaczenie pensyi żonie i matce... z warunkiem objęcia dóbr wszystkich....
Myśli te plątały mu się po głowie przez całą drogę... Wahał się zajechać do pałacu, dorozumiewając się, że tam może bramę zastanie zamkniętą, i w istocie wydane były rozkazy nieprzyjmowania księcia. Stanął w hotelu. Już to było kompromitującem, lecz nieuniknionem. Starał się o zachowanie incognito.
Żulieta, w której domu się odbywały narady, cała była pozyskana na stronę przyjaciółki. Książę choć się tego domyślał, wprost się udał do niej.
Kazano mu czekać długo, gospodyni z kolońską wódką w ręku wyszła wreszcie, bardzo wysznurowana, seryo, smutna.
Ks. Eustachy nadrabiał postawą człowieka dziwactwem, niedorzecznością więcej uśmieszonego niż wylękłego.
Chère cousine! zawołał, przybywam na ratunek! Co to jest? Księżna Eufrezya dostała pomieszania zmysłów?
— Co? odparła cofając się oburzona gospodyni.
— Napisała do mnie list, niby w imieniu swem