Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/390

Ta strona została uwierzytelniona.

i mojej żony, który kwalifikuje obie do Bonifratrów...
— Nie wiem — sucho odparła markiza.
— Żądają separacyi — chcą jakichś imaginacyjnych summ neapolitańskich ode mnie. Jest w tem ręka czyjaś... ale to bezkarnie nie ujdzie. Ja mam moje prawa! i przy tych obstanę. Zrobią skandal, to go same wypić będą musiały...
Zapalił się książę, i ton żartobliwy zmienił na groźny.
— Ale cóż ja mam do tego? zapytała Żulieta.
— Pani jesteś przyjaciółką księżny Eufrezyi — wybuchnął książę — pierwszy więc krok robię do niej. Niech się dobrze rozmyślą. Jeżeli ten list wyjdzie na świat, uczynią coś nieodwołalnego, już użyję strasznej broni i odpłacę także...
Żulieta stała zmieszana.
— Proszę cię, książę, odezwała się — użyj sobie kogo chcesz za pośrednika, a mnie do tego nie mieszaj. Ja o niczem wiedzieć nie chcę.
— Niech się kuzynka rozmyśli.
— Nie potrzebuję myśleć, żywo dodała Żulieta. Masz w familii osób dosyć, to nie kobieca sprawa — weź, uproś sobie kogo innego. Ja — nie chcę — nie mogę!... nie mogę!!
Strzepnęła rękęmi, zawróciła się i wyszła z pokoju.
Rozgniewany książę, trzasnąwszy drzwiami, wyszedł i pojechał wprost do hrabiego senatora.
Tam nawet dla familii przystęp nie był łatwy: musiał siedzieć w przedpokoju, meldować się i czekać, choć na bilecie dopisał ołówkiem, że mu było bardzo pilno.