Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/400

Ta strona została uwierzytelniona.

oględny i o swoich interesach pamiętał, to nie grzech... O co tu można mieć pretensye?
— O to — odparł Pirowski, — że książę kapitałami, które dziś ciążą na nas jako długi, swój majątek oczyścił.
— Na to nie ma dowodów prawnych.
— Są regestra i może je potwierdzić przysięga — rzekł spokojnie Pirowski.
— Jesteścież istotnie zdecydowani iść przed kratki i przed niemi odsłaniać tajemnice familii?
— Nie mamy już nic do stracenia, rzekł Pirowski; opinia będzie za nami.
— To kwestya — bąknął Szaber.
Ucierali się tak dość długo, usiłując wymacać się oba, i ani jeden, ani drugi nic na tem nie zyskał. Maks stał przy tem, że nic nie obowiązani byli zwracać i z niczego zdawać rachunku. Życie i majętność były wspólne. Pirowski domagał się wyświecenia stanu interesów księcia w chwili ożenienia, gdy dobra już były na subhaście.
W imieniu młodej księżny żądał separacyi, Szaber się na nią zgadzał, ale na nic więcej.
— Zapozwiecie, do procesu jesteśmy gotowi. Odium jego na was spadnie...
— Nie — na tego co biedne, słabe kobiety zmusił do niego... odparł Pirowski.
— Ale te biedne słabe kobiety, oto już drugiego męża chcą się pozbyć. To prejudykat fatalny.
Śmieli się oba, przycinając sobie.
Żaden ustąpić nie chciał, pogawędzili i rozeszli się.