Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/402

Ta strona została uwierzytelniona.

— Procesu nie rozpoczną! uspakajał Maks; możemy czekać, one mają nóż na gardle...
Książę, który już widział udział Pirowskiego w sprawie, był pewien, że on sam się pani Eufrezyi nie narzucił; szło mu o to, aby odkryć, kto przeciwko niemu machinował.
Pirowski swoich pieniędzy na proces pewnie nie ważył, księżna była w ostatecznej potrzebie, bez grosza. Czyjeś więc fundusze w tem tkwiły? Czyje?
Prawdą było, że Celestyn oddał co miał i mógł pożyczyć, prosząc o tajemnicę. A że summy na potrzeby pilne nie było za zezwoleniem Leokadyi zaciągnął dług na dworek, spodziewając się go spłacić powoli. Został sam bez grosza, zaszargany, ale tak szczęśliwy z tego, jak nie był może nigdy. Niewidzialna ręka jego tu ukochaną Jadzię dźwigała!
Wszystko to było jak największą tajemnicą pokryte; jeden Landler wiedział prawdę i dał słowo, że przed księżną starą i młodą nie wyda.
Pieniądze dostarczone przez ręce Pirowskiego, jako pożyczka od niego, natychmiast prawie zostały rozchwytane. Potrzebowała ich pilno Jadzia, potrzebowała matka, były dokuczliwe dłużki — spadły jak manna z niebios, jak deszcz na spragnione niwy i — wsiąkły.
Landler opierał się z początku przyjęciu tej ofiary od Celestyna.
— Zważ pan, mówił, że to co dla niego jest summą wcale znaczną, w tej otchłani jak kropla w morzu zniknie... Oddać im nie będzie łatwo...