Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/405

Ta strona została uwierzytelniona.

księżny, pan Celestyn Kormanowski... On mi tego piwa nawarzył — ale bodaj się sam nim nie zachłysnął!
Po krótkiej naradzie, książę, który się czuł obrażonym przez senatora i nie widział go od tego wieczoru, gdy go takim dowcipem odprawił, — zapomniawszy obrazy, stawił się znowu u drzwi jego.
Hrabia trochę żałował, że kuzyna tak ostro napomniał, i przyjął go w chęci przejednania, bardzo uprzejmie.
— Cóż się dzieje z tą twoją nieszczęśliwą sprawą małżeńską? zapytał.
— Wszystko jest w zawieszeniu — odezwał się książę, — mam nadzieję, że się to skończy na niczem, ale trzeba pomocy i protekcyi hrabiego. Nie idzie tu o mnie, ale o zasadę. Jeżeli my dozwolimy, aby lada plebejusz, szlachetka ważył się wtrącać do spraw naszych, krzyżował nam je i stawał do walki z nami... to straciemy wszelką konsyderacyę, to zaabdykujemy sami. Ten intruz Celestyn Kormanowski, który był pierwszym mężem żony mojej, jest sprężyną całej przeciw mnie intrygi. On dostarcza pieniędzy, on podbudza, on kobiety zniewolił przez Pirowskiego do tego kroku... Potrzeba go nauczyć rozumu, panie hrabio — zemsta nad nim jest usprawiedliwiona — trzeba go zgnieść.
Hrabia naturalnie gorąco sprawę familii wziął do serca.
— Ten człowiek nie ma nic, oprócz posady archiwisty — pan senator może swym wpływem wyrobić, aby go wyrzucono z niej i ze służby. To konieczne — chodzi o to, aby poznał siłę naszą... Zaklinam hrabie-