Wiadomość o dymisyi Celestyna, nad której powodami głowę sobie łamano, poszła po wszystkich biurach. Radca wiedział już o niej. Oczekiwał nawet Celestyna, aby się od niego dowiedzieć o tem coś więcej. Nierychło zjawił się on u pana radcy...
— Mów pan! zawołał, witając go stary biurokrata — coś zawinił? Dla wszystkich jest to tajemnicą, przecież musisz mieć choć domysł jakiś? wskazówkę? Tak się gorliwego i dobrego urzędnika, do zastąpienia trudnego, nie odprawia. Co to jest? nikt nie wie.
— I ja nie wiem — rzekł Celestyn spokojnie. Ani domyślać się, ani zgadnąć, ani trafić na ślad nie mogę Przypuszczam jedno, że silnie protegowanego kogoś na to miejsce chciano wprowadzić.
— Ale tak nie jest — odparł radca, — bo następca pański płacze na to, iż go mianowano... Miał daleko lepszą posadę i nadzieje. Cóż robisz z sobą? dodał radca.
— Szukam pracy, jakiejkolwiek, gdziekolwiek — odparł Celestyn; — bo muszę się panu przyznać, że jestem bez żadnego sposobu do życia. Nie zostało mi nic, oprócz długów...
— A dworek na Pradze?...
Celestyn westchnął.
— Gdzież się to podziało?
Obżałowany krótko odparł:
— Stracone... Jakiś czas mogę jeszcze przemieszkać tam, dopóki nie będzie sprzedany domek; potem... nie wiem.
Radca się zachmurzył.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/411
Ta strona została uwierzytelniona.