sobie mógł przypomnieć. Czasu dosyć upłynęło od rozpoczęcia sprawy owym listem ks. Eufrezyi, na który dotąd odpowiedzi nie było.
Mecenas spytany jak rzeczy stoją? odparł kwaśno:
— Mamy z wykrętaczami do czynienia: rachują, że nas zmogą przeciąganiem; my musimy ich zwyciężyć cierpliwością. Wszystko jeszcze w zawieszeniu...
— A księżne obie? spytał Celestyn nieśmiało.
— W położeniu dosyć przykrem, rzekł mecenas. Nawykły do życia nieoględnego, oszczędzać się nie umieją; księżna matka dogadza córce do zbytku resursa wyczerpane..
Mecenas ruszył ramionami. Celestyn stał blady...
— Cóż na to za ratunek?
— Jużcić kiedyś do jakiegoś układu przyjść musi! zawołał Pirowski; ale przecierpią wiele. Najgorsze jest to, że jak słyszałem, zemnie księżna stara niekontenta i na innych drogach szuka prędszego porozumienia; jest więc bardzo możliwe, że nie radząc się mnie, zawrze układ niekorzystny...
Celestyn zaklinać począł mecenasa, aby nie puszczał układów, aby gorliwiej zajął się sprawą uściśnionych; lecz prośby i błagania na zimnym człowieku nie uczyniły wrażenia... Zrażony był widocznie... Wyczerpawszy wszystkie środki, biedny wyszedł zrozpaczony...
Czuł się bezsilnym. Własne jego położenie już go teraz nie obchodziło; do największych ofiar
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/413
Ta strona została uwierzytelniona.