Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/414

Ta strona została uwierzytelniona.

był gotów dla tej ukochanej, nad którą miał litość uciskającą mu serce, lecz litość ta była skazana na bezczynność.




W pałacyku niegdyś tak eleganckim i wesołym, życie teraz płynęło zatrute troskami nieustannemi. Stara księżna zalewała się łzami, patrząc na córkę, która przeciwności znosić nie umiała... Ostatnie środki były wyczerpane, chciano już sprzedać Zagoście, ale ks. Eustachy znalazł sposób jakiś prawny utrudnienia wszelkiej tranzakcyi.
Z wolna potrzeba było dwór utrzymywany w Warszawie, do najniezbędniejszej ograniczyć służby, która szemrała, bo była niepłatną. Wszyscy unikali księżny Eufrezyi nieustannie potrzebującej pieniędzy, nawet Żulieta na wieś wyjechała, aby się wycofać od ciągłych żądań i wymagań, których zaspokoić nie mogła.
Dom stał się nad wszelki wyraz smutnym i pustym, a Jadzia zmieniona, ponura, zamyślona, milcząca chodziła po nim jak widmo, to godzinami całemi machinalnie mierząc krokami wszystkie pokoje, to schylona nad książką, którą czytała zmuszając się, by do niej przywiązać uwagę, a nie wiedząc co czyta.