Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/416

Ta strona została uwierzytelniona.

bożną, co ranek chodziła do innego cudownego obrazu z modlitwą. Mniej pobożna Jadzia zasypiała co dzień dłużej, wstawała późno. Śniadanie przechodziło w milczeniu. Matka strzegła się dotknąć jakiego draźliwszego przedmiotu i zabawiała rzeczami obojętnemi; Jadzia była roztargniona i skarżyła się zawsze na jakieś cierpienie.
Przed obiadem rzadko kto się zjawił z odwiedzinami. Obiad dawniej wykwintny, bo ks. Eufrezya lubiła dobrą kuchnię, miał teraz pozór tylko wytwornego stołu, a bywał niesmaczny i źle zgotowany. Skarżyć się nie było podobna, bo kucharz składał winę na brak tego, czego kuchnia wymagała. Zapasy na kredyt brane były w jak najgorszym gatunku.
Słowem była to nędza złocona, stokroć gorsza od nagiej nędzy, pokrywała i kłamiąca dostatek. Ks. Eufrezya znieść jej nie mogąc, coraz bardziej traciła głowę, narzekała na to, że ją do wystąpienia przeciw ks. Eustachemu skłoniono i pragnęła jakiejkolwiek zgody. Swój własny majątek mocno zadłużony, gotowa była sprzedać za cokolwiek, ale ks. Eustachy czyhający nań, zabiegał i kupców odstręczał. Wiedział bardzo dobrze, iż w końcu kobiety się poddać muszą.
Co się działo w sercu tej upokorzonej i znękanej pieszczoszki, która widziała się od wszystkich opuszczoną, osamotnioną, czuła się chorą i nie miała już żadnej przyszłości przed sobą! Umysł jej czynny, fantazya bujna nieustannie wzory nowe szyjąc na kanwie własnego losu, tworzyły obrazy tragiczne. Jadzia z nudów pisała dziennik... próbowała później zatapiać się w niedostępne metafizyczne głębiny, marzyła o du-