Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/419

Ta strona została uwierzytelniona.

go ostudziło i opamiętało; na Celestynie ono żadnego nie zrobiło wrażenia.
— Niech pan sobie wyperswaduje to, żeby księżna zachowała co w sercu dla niego. To próżna imaginacya. Nawet wszystkie pamiątki z tamtych czasów porozdawała i pochować kazała, aby na nic nie patrzeć, a imienia pańskiego przypomnieć niewolno... Ona całe swoje nieszczęście pierwszemu zamążpójściu przypisuje... A gdyby wiedziała, że ja mam z panem jaki stosunek — to dopiero byłaby chryja!
Celestyn uparty, a zaślepiony, inaczej to sobie tłómaczył — i myśli swej się nie wyrzekał.
— Moja panno Klaro! zawołał ręce składając przed nią; ja takbym pragnął jej życie osłodzić... Któż wie? ona ma słuszność, ja winienem wszystkiemu, ja jej zwichnąłem życie... Chciałbym to naprawić... Weź pani te kilka tysięcy rubli, powiedz, żeś pożyczyła... niech weksel da na czyjekolwiek imię. Po cóż mówić, że to odemnie?...
— Pan jesteś bardzo, bardzo zacny i poczciwy człowiek — odparła Klara, — ale to wasz ostatni grosz może, a pieniądze te przepadną.
— Niech przepadają! zawołał gorąco Celestyn. Na co one mnie są potrzebne? do czego? czy ja sobie na kawałek chleba zarobić nie mogę? Niech ona choć jaki dzień przeżyje bez troski...
Nalegał tak na Klarę, że ta, choć litując się nad zaślepieniem jego, półgębkiem przyrzekła, iż pomyśli jakby to zrobić...
Wahała się do reszty obdzierać biednego człowieka i byłaby może odmówiła, gdyby tego samego