Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/423

Ta strona została uwierzytelniona.

, którą sam sobie wynajdywał. Jak tylko mógł usiedzieć, wziął się do przepisywania rachunków, które mu dostarczył radca, a gdy się zmęczył niemi, bawił się notami zebranemi po archiwach.
W kołach tych, które za czasu swojego urzędowania poznał Celestyn i był w nich bardzo dobrze przyjmowany, wiadomość o nagłej dymisyi, tłómaczenia jakim ulegała, zrobiły wrażenie bardzo przykre. Większość skłonna była utrzymywać, iż się zawiedziono na człowieku. Zniknięcie jego zupełne także na niekorzyść wyszło. Człowiek czujący się niewinnym, powiadano, nie byłby tak usunął się od ludzi. Podziwienie było wielkie, ciekawość nie mniejsza, lecz wszystko się zapomina prędko. Jak morskie fale co rozbitka pochłoną, tak ludzkie prądy zamykają się rychło nad temi co z oczu znikli.
Nieszczęście, jakie Celestyna spotkało, zaniepokoiło tylko jedną pannę Klarę, której serce pozyskał sobie, szczególniej ostatnią swą bezimienną ofiarą. Nie widząc go przy wyjściu z kościoła przez niedziel kilka, poszła się dowiedzieć do kamienicy, i tu jej chłopak oznajmił, że Celestyn leży z nogą złamaną. Nie śmiejąc wejść do niego, rozpytawszy się tylko i z powieści miarkując jak wiele cierpieć musi, panna Klara nie mogła się wstrzymać nazajutrz rano, gdy księżnę młodą ubierała, od westchnienia i ciężkiego szeptu.
— Wie księżna, co to tego biednego pana Celestyna spotkało!
Posłyszawszy to imię z groźną twarzą, jakby nierada wspomnieniu, odwróciła się ku niej księżna.