Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/424

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiesz, że o tym panu mówić tu niewolno.
Klara westchnęła głośno i zamilkła.
Upłynęła chwila, księżna odezwała się cicho:
— Cóż tego pana spotkało?
— Nieszczęśliwy jest we wszystkiem, poczęła smutnie Klara — już nie mówię, że stracił co miał, i miejsce nawet co mu kawałek chleba dawało, ale oto niedawno złamał jeszcze nogę. Leży biedaczysko na strychu, bez niczyjej pomocy, sam jak palec, aż się serce kraje.
Księżniczku drgnęła słuchając...
— Nieszczęśliwy! zawołała na pół szydersko — ale i drudzy przez niego nieszczęśliwi są... Całe moje życie zwichnął i zatruł.
Panna Klara niechętnie wdawała się w dłuższą rozmowę, ale tym razem trudno jej było wytrzymać.
— Ale, żeby księżna pani wiedziała, jak on ją kochał i kocha... A!...
— Kocha!! zawołała gniewnie Jadzia — ten człowiek śmiałby jeszcze...? Między nami dziś nic już nie ma, oprócz gorzkich wspomnień.
Głos jej drżał.
— Proszę bardzo Klary — dodała — ani się wdawać w obronę niczyją, ani mieszać do tego, co do niej nie należy... Zkądże tego wiadomości?
Trochę obrażona stara sługa nie odpowiedziała. Zaczęła przypinać włosy, i jakby niesłyszała pytania. Księżna, która twarz jej namarszczoną widziała w zwierciedle, rumieniła się i bladła.
— Zkąd Klara ma te tak szczegółowe wiadomości o tym panu? powtórzyła — ja chcę wiedzieć.