Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/435

Ta strona została uwierzytelniona.

Celestyn protestował...
— Ja się spodziewam, rzekł, że mi moja noga pozwoli wkrótce znijść choć o kiju...
— Zobaczymy, ale proszę się nie śpieszyć — wtrąciła doktorowa. Gdybyś pan z tego okropnego strychu chciał się wyprowadzić, toby go przecię dwóch ludzi na ręku zniosło... ale chodzić samemu... nie — nie!
Celestyn chciał pokazać, że się na złamanej nodze utrzymać już może, stanął, zbladł, a Milka co prędzej chwyciła go pod rękę i zmusiła usiąść. Tak dobrą godzinę przebył z niemi; a gdy nareszcie doktorowa oczyma dała znak przyjaciołce, że czas odejść, Milka wstała ociągając się, popatrzała na Celestyna, uśmiechnęła mu się, i nie mogąc już mówić, odeszła ode drzwi, jeszcze szląc mu wejrzenie.
Odwiedziny te chorego tak zmęczyły, że padł na łóżko bezsilny. Wstyd mu było, że jego ubóztwo tak podpatrzono...




Przeszło miesiąc pozostały dwie przyjaciołki w Warszawie. Czy pani Zastawska piła w istocie emskie wody, nie wiemy z pewnością, ale że ich potrzebować mogła, nie ulega wątpliwości. Przybyła ze wsi bledsza i mizerniejsza niż zwykle, pokaszlując