Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/436

Ta strona została uwierzytelniona.

po trosze, a pobyt w mieście niewiele się jej zdał pomagać.
Piękna twarzyczka madonny, spoważniała, tęsknotą jakąś okryta, przedłużyła się, schudła, oczy tylko nabrały blasku...
Konsyliarzowa pomimo oppozycyi pana Celestyna, przybywała jeżeli nie codzień, to bardzo często...
Zastawska jej zawsze towarzyszyła, i gdy ona przy stole rozmawiała z chorym po cichu, któremu książki przynosiła i kwiatki, tymczasem doktorowa gospodarowała po szufladach, i nie słuchając Celestyna, układała w nich i przewracała. Musiał więc w trochę opuszczonem mieszkaniu kawalerskiem niejaki ład się zaprowadzić.
Miejsca nawet przybyło więcej, bo doktorowa sprzęty inaczej poustawiała.
— Mężczyźni się na tem nie rozumieją — mówiła, — to kobieca rzecz porządek. Rządzę się jak szara gęś, ale w końcu przekonasz się pan, że się to na coś mu przyda...
W ciągu tych tygodni Celestyn nareszcie mógł się ważyć już o kiju wychodzić. Noga się dosyć dobrze zrosła, ale pozostała trochę krótszą i nakuliwał na nią. Choroba ta druga już starość przyśpieszyła. Lata cierpień w życiu się liczą podwójnie, jak w wojsku czasu wojennego. Pozostał jednak Celestynowi z dawnej męzkiej piękności jego wdzięk rysów wyszlachetnionych cierpieniem, obudzający współczucie. Historya człowieka malowała się w twarzy zbolałej, a spokojnej i zrezygnowanej. W sercu jego nietajona miłość Zastawskiej rozbudziła uczucie dziwne, dla