Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/438

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla tego też waćpan będziesz pisał pod moją kopertą — przerwała konsyliarzowa — a ja wszystkie wasze sekreta będę szpiegowała...
Po wyjeździe dwóch pań, Celestynowi pusto było i smutno... ale położenie coraz przykrzejsze nie dozwalało trapić się widziadłami, rzeczywistość nieubłagana cisnęła i gniotła...
Radca, pomimo dobrych chęci, pracy dobrze się opłacającej nie mógł mu dostarczyć; to co zarabiał, nie mogło najskromniejszych życia wymagań zaspokoić. Sama pani radczyni, której i ożenienie syna nie było do smaku, i ten ciężar w domu się przykrzył, rada się go pozbyć była. Gderała na męża.
— Nigdy temu końca nie będzie, póki my go na strychu tu trzymamy. Trzeba się go politycznie pozbyć. Trudno abyśmy kalekę i nieporadnego człowieka utrzymywali dożywotnio... Juściż powinien sobie coś odpowiedniego wyszukać. Choć kuleje, ale coś robić może, byle znowu nie miał nadzwyczajnych jakichś pretensyj. Że był tam mężem jakiejś waryatki księżniczki, dla tego gdy nie ma nic, powinien pracować jak może. Gdzieśby buchhalterem, albo kasyerem został.
Radca mruczał, że i to niełatwo.
— Choćbyś mu się o co postarał sam, odpowiadała pani, ażebyśmy się go raz zbyli, bo to kołtun. Broń Boże choroby, bo wątły jest... zwali się wszystko na nas. Chłopca trzeba odrywać dla niego do posług, to tego to owego potrzebuje, a odmawiać przykro... Mnie to już dokuczyło...
Wiadoma rzecz, że gdy gospodyni domu pocznie taką wojnę przeciw bezbronnemu, mąż choćby najlep-