Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/440

Ta strona została uwierzytelniona.

kać ciemny pokój z przedpokojem, w którym mocno czuć wilgoć było...
Cena była przystępna, ale lokal tylko dla bardzo biednego i przymuszonego się gdzieś schronić człowieka był stworzony. Od roku nań nie miał właściciel amatora, chwycił więc pierwszego jaki się nadarzył.
Mury przesiąkłe były wilgocią, podłoga trochę pogniła, a widok z dwóch brudnych okien, na śmietnisko w podwórku i odrapane ogrodzenie... Cena za to nie zastraszała.
Pozostawało przeniesienie się, które z powodu starych sprzętów musiało być dość stosunkowo kosztownem. Celestyn z każdym groszem rachować się musiał, bo gonił ostatkami.
Odezwać się przez pannę Klarę do księżny choćby o procent, nie miał nigdy w myśli, i mrąc z głodu nie uczyniłby tego.
— Ja, mówił sobie — wszystko przecierpieć mogę, nigdy nie miałem dostatków, one sobie rady nie dadzą, ani się obchodzić bez tego, co dla nich jest koniecznością i życia warunkiem, nie potrafią.
Ulokowawszy się w izdebce przy Wareckiej, dopiero w dni kilka postrzegł Celestyn, że nowe życie tutaj nie będzie łatwe. Wilgoć dawała się czuć nietylko w powietrzu, ale w zranionej niedawno nodze, która po nocach rwać i boleć zaczęła. Oddychanie było ciężkie, bielizna wilgotna... wszystko czego dotknął, jakby rosą zwilżone... Wczesne palenie w piecu kosztowne było... Tymczasem razem z wyniesieniem się z kamienicy od radcy, ustała opieka jego nad wyszukiwaniem zajęcia. Roboty brakło. Stręcząc się po różnych miejscach, z trudnością znalazł Celestyn,