Zrozpaczona ks. Eufrezya broniąc się, zaledwie połowę spodziewanych pieniędzy, wyrwać potrafiła i z niemi uciekła do Warszawy...
Spragnione obie powrotu do tego życia, do którego były nawykłe, natychmiast zajęły się przywróceniem pałacykowi dawnej świetności. O płaceniu dłudów takich jak Celestyna, do których księżna przymuszona nie była, słuchać nawet nie chciała. Klara nie śmiała się odzywać; sprawa zdawała się zupełnie zapomniana. On ani się myślał upominać.
Najgłówniejszem zadaniem było zwycięztwo nad Eustaszkiem pozorne, z którego on śmiał się. Wiedział, że te dostatki nie potrwają długo. Nadchodziła zima: księżna chciała dom otworzyć; Jadwiga wymagała tego koniecznie. Służbę znowu zwiększono, pałacyk został odświeżony. Księżna matka pojechała do Żuliety, która właśnie ze wsi powróciła...
— A! zawołała rzucając się na szyję przyjaciołce i poruszając znowu z dawną swą żywością ruchliwą — a! winszuj mi! Sprzedałam nareszcie Ryszów, i oddychamy...
Cośmy wycierpiały, co ta biedna męczennica zniosła, ta moja anielska Jadzia — opisać ci nie potrafię... Ale Eustachy, który myślał, że nas głodem weźmie... zobaczy teraz, że to nie tak łatwo...
Księżna natychmiast zmieniając tok rozmowy, poczęła opowiadać, jakie zmiany zrobi na zimę w pałacu, że co czwartek: przyjmować będzie i co niedzielę małe dawać obiadki. Żulieta została zaproszona. Odżyła stara księżna... twarz jej nawet wybielała... i zdawała się niby wypełnioną, choć była nabrzmiałą tylko...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/443
Ta strona została uwierzytelniona.