Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/447

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słyszałeś?
— Co?
— Eustachego nową jakąś strategię, bo ja to nie za co innego mam, tylko za plan wojenny... rzekł senator.
— Ale cóż? ja o niczem nie wiem, rzekł Tymoleon.
— Słyszę dobra swe wyprzedaje... szepnął senator.
— Nic nie wiem!
— Ja także wiem o tem tylko z boku, ale z bardzo dobrego źródła, kończył hrabia. Za pierwszem widzeniem się Eustaszkiem wprost go o to zapytam...
Dziwi cię może — dodał jakby czując potrzebę pewnego wytłómaczenia się, — że ja widując się z Eustachym, tu przybyłem? Ale nie widzę racyi, dla czegobym miał zrywać z tą naszą starą i z tą biedną Jadzią. Jadzia jest wcale niepospolitą kobietą, to rzecz pewna, ale jak wszystkie geniusze porywczą i nieszczęśliwą...
A — proszę cię, cóż powiesz o Eustaszku? Hę? jakie to było lekkie... wietrzne... a co to się z niego zrobiło? To pierwszy dziś finansista i spekulator. A co dawniej tracił zapamiętale, dziś jest na drodze do ogromnej fortuny.
Hrabia Tymoleon słuchał tych wynurzeń poobiednich, zapewne część ich kładnąc na karb wina i likworu. W istocie senator się nad swój obyczaj wywnętrzał.
— O sprzedaży dóbr nic nie słyszałem — odmruknął Tymoleon, — ale między nami mówiąc, bo ja mu tego wcale nie mam za złe, starą księżnę obdarł okrutnie.