Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/451

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale niestety! też z żoną nie szedł znowu tak daleko — mówił hrabia... To go stawi w pozycyi fałszywej. Raz potrzeba zrobić jakiś koniec.
— Z temi paniami? zapytał Maks śmiejąc się. Ja mogę panu hrabiemu ręczyć, że z naszej strony uczyniliśmy wszystko, co tylko było możliwe dla pojednania małżeństwa. Księżna matka byłaby może przystała na zgodę, ale żona ani chce słuchać.
— Nie umiał się z nią obchodzić — dodał Tymoleon, — kobieta trochę ekscentryczna, ale... głowę ma.
— A! ma! z przeproszeniem hrabiego, ma, ale wywróconą! zawołał mecenas.
Oba się śmiać zaczęli. Hrabia wstał i wyszedł, nie dowiedziawszy się wiele.
Tegoż dnia senator spotkał się w ulicy z ks. Eustachym i powóz zatrzymać kazał, dając mu znak, aby się zbliżył.
— Cożeś to książę niełaskaw na mnie? ani zajrzysz!
— Bo u pana senatora potrzeba antyszambrować! odparł wesoło książę — a ja jestem bnrdzo zajęty.
— Czem u licha?
— Jak to, czem? nie ma człowieka w świecie pracowitszego nademnie. Kłócę się z żoną, z jej matką, poluję, konie przyspasabiam na wyścigi.
— No — i ludzie mówią, że stanąwszy ledwie na nogach, dobra wyprzedajesz...?
— Ja? rozśmiał się książę, z pewnem zakłopotaniem. Ja? dotąd nie myślałem o tem; ale gdyby mi dobrze zapłacono! czemu nie?
— A dalej co?
— Inne kupiłbym tanio — rzekł książę.