całego nieprawdopodobieństwa jej, była trochę niespokojna.
Książę w Warszawie zajmował w ostatnich czasach prywatne mieszkanie na Krakowskiem, dosyć obszerne, bo się u niego mężczyźni schodzili na grę wieczorami. Mimo zmiany życia dawna żyłka do kart nie opuszczała ks. Eustachego, ale grał ostrożniej i bardzo szczęśliwie.
Księżna wiedziała, że trzymał ekwipaż i miał dosyć liczną służbę. Rano więc zaufanego swego kamerdynera posłała na zwiady, nic mu nie mówiąc, prócz, ażeby się dowiedział, czy książę jest w Warszawie... Sługa, który bardzo pragnął zgody, aby nie cierpieć niedostatku, poszedł z wielką ochotą i wrócił w dobrą godzinę z miną zasępioną.
— Nie wiem co to ma znaczyć, rzekł; ale książę wyjechał i mieszkanie odnajęte, konie i karetka sprzedana, a Tomasz, który u niego służył, powiada, że wszystkich ludzi poodprawiał, oprócz Stefana, którego wziął z sobą.
— Nie wiedzą, dokąd wyjechał?
— Gadają, że gdzieś za granicę, na wojaż, czy co.
Księżna usłyszawszy to, ubrała się co prędzej i kazała wieźć do Żuliety. Miała już na ustach pytanie, gdy spojrzawszy w twarz przyjaciołce, taką z niej wyczytała litość jakąś i pomieszanie, że wyrazy jej na ustach zamarły.
— Żulieto, siostro moja droga! słyszałaś co? zawołała...
— Niestety! odparła przyjaciołka... Wierzyć mi się nie chce... A ty? wiesz co?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/455
Ta strona została uwierzytelniona.