Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/458

Ta strona została uwierzytelniona.

część wyprawił potajemnie, jak się zdaje do Paryża. W kraju nie zostało mu nic, bo nawet summy, których odebrać nie mógł, ze stratą innym cedował...
— Niepoczciwy! łkała księżna.
Żulieta stała z rękami załamanemi. Szaber patrzał z politowaniem nakazanem przyzwoitością, w istocie obojętny i chłodny.
— Myślisz, że się ekspatryował zupełnie? zapytała gospodyni.
— To nie ulega wątpliwości, rzekł Szaber. Mieliśmy z sobą rachunki, był więc u mnie na kilka godzin przed wyjazdem. Wprost i otwarcie mi powiedział, że do kraju powracać nie myśli, osiądzie zapewne (odbywszy podróż) w Paryżu, i tam — chce się bawić grą giełdową, spodziewając się zrobić miliony.
Szaber się uśmiechnął.
— Byle, — dodał — nie stracił na giełdzie co wywiózł, bo w takim razie jak niepyszny pan będzie musiał znów powracać, aby go familia dla honoru domu sustentowała...
Umysł zawsze miał niespokojny, — zakończył mecenas. Szkoda człowieka...
Po odjeździe Szabra, księżna Eufrezya długo nie mogła się zebrać na męztwo, aby powrócić do domu i córce nowinę tę zwiastować. Chociaż małżeństwo było rezerwane, choć Jadwiga miała teraz prawdziwą nienawiść do człowieka, który ją bezlitośnie zdradził — nie szło o niego, ale o przyszłość dwóch kobiet zrujnowanych i związanych z nim węzłem, który zerwać teraz było prawie niepodobieństwem.
Księżna stara, jakkolwiek płocha i nieumiejąca rachować, wiedziała, że jej tylko teraz odłużony zu-