Choroba Jadzi czyniła możliwem wezwanie go, bo się z nią spotkać nie miał i ona o nim nie wiedziała.
Celestyn, który gorzej cierpiał na nogę i nocami jęczał z bolów reumatycznych, na pierwszą wieść, iż się tam na coś przydać może, ubrał się i o kiju do pałacyku pośpieszył. Tu także panowało zamieszanie, tak nie wiedziano kto miał rozkazywać i słuchać, tak potracano głowy, iż przybywającego Celestyna, którego ludzie zaledwie poznać mogli — powitano jak zbawcę. On więc musiał starać się o wszystko... Pogrzeb, na który w całym domu ledwie się paręset złotych znalazło, Celestyn wyrobił na kredyt, biegając, zaklinając, poręczając. Ostatni zegarek zastawił, aby dopłacić co brakło za trumnę, której magazyn dać nie chciał, tylko za gotówkę.
Stan księżny Jadwigi nie dozwalał ani mówić z nią o tem, ani żądać jakiegoś rozporządzenia. Tymczasowe złożenie zwłok, bardzo ciche i skromne odbyło się bez rodziny... Za trumną jechała kareta pusta pani Żuliety i o kiju szedł z odkrytą głową, wmieszany w tłum człowiek blady, zestarzały przed czasem, odziany ubogo...