Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/466

Ta strona została uwierzytelniona.

wspomnieć nie można? Bom ja już miała z temi trzema tysiącami!
— To były inne okoliczności, położenie inne — mówił Celestyn, — dziś się to zmieniło... Ona sama, sierota, sierota, nie rozumie nic... będzie oszukana i do ostatniej nędzy przyprowadzona, Panno Klaro, choćby się gniewała, trzeba ratować! mnie serce pęka, — zlituj się...
Klękał przed nią prawie Celestyn, stara sługa płakała, ale jak tu było się ośmielić?
Rozmowa z Podrobą, przerywana jego ubolewaniami, zaklęciami, podnoszeniem oczu ku niebu i rąk łamaniem, — skończyła się objawieniem tak zrozpaczonego stanu interesów, iż Jadwiga usłyszawszy wyrok ostateczny, zaniemiała.
— Nie słuchano mnie, mówił stękając poczciwy Podroba. Zaklinałem księżnę nieboszczkę... Ledwie się z jednej strony połatało, z drugiej już dziury były. Przytem, niech mu Bóg nie pamięta, książę Eustachy nas zgubił, ten dorznął... ten!... Dziś już choćby księżna pani nie chciała, potrzeba Zbyszew sprzedać, bo nie, to go zabiorą. A żeby z niego wiele pozostało. Gdyby choć cokolwiek...
Po długich opowiadaniach i wykładzie z notatki summ i procentów zaległych, gdy znużona ks. Jadwiga odeszła do swojego pokoju, wiedziała tylko jedno — iż była bez ratunku zrujnowana.
Pod wrażeniem tej klęski padła w krzesło, i do stojącej przed sobą Klary zawołała jakby mimowolnie:
— Nie ma ratunku!