Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/471

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jutro ja rano przybywam — rzekł Celestyn, — przygotuj pan papiery... Rzeczy zwłoki nie cierpią, każdy dzień drogi...
Skłonił się Podroba, do jutra myślał jeszcze choć spróbować przerobić wszystko.
Po wyjściu Celestyna, zameldował się do księżny Jadwigi; lecz tu na straży stała Klara, przewidująca co się knuło: powiedziano mu, że pani chora i nikogo nie przyjmuje...
Celestyn zachował był z czasów pobytu w Zbyszewie wszystkie notatki, które rozpatrując papiery, powyciągał z nich. Wieczór więc i część nocy spędził na ich czytaniu... Pozwolenie dane mu tak go uszczęśliwiało, takim napełniało życiem nowem, iż czuł w sobie siły i dźwigał się, jak gdyby wszystko co przecierpiał, zapomniał.
Plan już miał w głowie gotowy. Potrzeba było pałacyk poświęcić, część klucza sprzedać, oczyścić o ile się da resztę i zapewnić księżnie choć skromną niezależność na wsi. Zdawało się to wykonalnem.
Stanął więc do walki z Podrobą, przygotowany do niej, z energią i postanowieniem rozpaczliwej obrony interesów księżny. Zadanie z rządcą łatwe nie było. Ten też własnej sprawy zażarcie bronić postanowił. Miał na to tysiące środków od dawna wymyślonych, i na zawikłanie, a mnogość szczegółów poplątanych umyślnie rachował.
Celestyn, któryby osobistego interesu nie miał ani odwagi, ani cierpliwości popierać tak zapalczywie, dla Jadwigi gotów był posunąć się do ostateczności.