Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/472

Ta strona została uwierzytelniona.

Po wymianie słów kilku, które poznać dały, na jakich podstawach stary rządca się opierał, Celestyn odezwał się otwarcie:
— Mało mnie pan znasz, a może z fałszywej strony; oświadczam więc panu, że ja dla ratowania księżny nie będę się wahał posunąć do najostateczniejszych kroków. Rozpatrywałem rachunki, znam ich słabą stronę, odkryję w nich nadużycia... zgubię pana jeśli mi to do ratowania księżny będzie potrzeba. Zatem nie sądź pan, abyś mnie zmógł pozorami.
Na tę apostrofę Podroba odparł narzekaniem. Uderzył się w piersi, Boga wzywając na świadectwo; oburzył się jako pokrzywdzony, rozpłakał, nie chciał mówić o niczem. Lecz gdy wszystko to nie pomogło, ostygł z wolna. Celestyn cyfr żądał i siedział zimny, nieporuszony jak skała...
Zaczęły się kontrole, rachunki, zbijania, ustępstwa, sprawa weszła na drogę zbliżającą do celu.
Kiedy niekiedy tylko rządca narzekał, że jest zgubiony, że musi wynijść z torbami. Celestyn na to nie odpowiadał i ciągnął dalej rachunek.
Interesa w istocie złe bardzo były... Coś jednak ze Zbyszewa przy sprzedaży pałacyku, ratować się dało...
Dwa czy trzy razy musiano przerywać rażące spory, ale Celestyn siedział uparty — i powracał z nieubłaganą logiką do tego co rozpoczął.
Podroba w końcu musiał się uznać zwyciężonym. Posmutniał, stał się w słowach oszczędniejszy, abdykował. Celestyn nie dał się złamać politowaniu, ani łzom... Drugiego dnia kontrola była skończona, plan