Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/476

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet nie przychodziła; sądził jednak, że było rzeczą godziwą zużytkować słabość Celestyna dla pięknej kobiety. Był bowiem pewien, że Kormanowski obojętny dla niej być nie mógł, gdy ona dla niego tak gorącą przyjaźń okazywała.
Mąż nawet śmiejąc się, prześladował ją Celestynem.
Przybywszy do domu, po krótkiej rozmowie z żoną, w której dobitnie i wyraziście odmalował jej niebezpieczeństwo, w jakiem się znajdowali — na co ona całym potokiem przeklęctw odpowiedziała — Podroba odezwał się do niej:
— Wiesz ty co? Trzeba Milkę na niego sprowadzić! On jej nie potrafi odmówić, ona go zmiękczy...
— A! niedoczekanie twoje! krzyknęła oburzona niewiasta, pięści mu pod nos przystawiając. Patrzajcie go! dzieckiem będziesz frymarczył!
Zaszła się z gniewu pani Podrobina, a on pluł i prychał.
— Oho! jużeś puściła język — począł. Co tobie w głowie! Ja dzieckobym poświęcał? gdzie? co? Oszalałaś? Albo to co w tem złego jest, żeby ona przybywszy tu, słowo za nami rzuciła? Cóż to? grzech?
Skłócili się mocno, matka nie chciała słuchać i tego dnia rozeszli się poswarzeni i powarzeni. Nazajutrz dopiero, gdy Podroba począł wywodzić co tu im grozi, jak wszystko od tego człowieka zależy i jakby potrzeba choć go złagodzić i odjąć mu tę drapieżność jaką w Warszawie okazał, — stara zadumała się i fartuchem oczy ocierać zaczęła.