widok jego od bolesnego okrzyku wstrzymać się nie mogła. Od tego czasu, jak go nie widziała, Celestyn zbiedniał jeszcze, a ubóztwo jego nietylko w twarzy, ale w odzieży, w zaniedbaniu tak było widoczne, iż Zastawska witając go rozpłakała się.
Nie śmiała mu się przyznać do przyczyny tych łez. On miał twarz wesołą, uśmiech na ustach i jakby szyderstwo z własnego losu. Skarżył się trochę na drogę niewygodną, opisując furki, które najmował, i gościńce, jakie przebywał.
Po krótkim tym wstępie, gdy do papierów zasiąść mieli, Milka spojrzawszy na biedaka z politowaniem, wyszła.
Rządczyni obrachowała się tak, aby dobrym obiadem przyjąć gościa; lecz gdyby nie Zastawska, która wyszła go uprosić, by został, przyjąć się wahał nawet chleba kawałka, aby żadną wdzięcznością nie być związanym.
Na ten jeden raz dał się namówić na barszcz. Podroba sam posadził go przy córce; rozmowa u obiadu zaczęła się o księżnie starej i młodej, o księciu Eustachym.
Rządca ostatniego nie oszczędzał — jemu zgubę przypisując. Nim od stołu wstali, sama jejmość poszła kawę gotować, Podrobę ktoś wywołał, zostawiono Milkę sam na sam z przyjacielem.
— Nie dręcz pan zbytecznie mojego ojca — odezwała się nieśmiało... Skarży się na pana...
Celestyn westchnął ciężko.
— Daruj mi kochana pani, rzekł, — ja okrutny być muszę. Idzie o sprawę biednej, rozpieszczonej, zdradzonej istoty, dla której choć chleba kawałek trzeba
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/480
Ta strona została uwierzytelniona.