Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/481

Ta strona została uwierzytelniona.

ocalić. Daję pani słowo, iż nad to co słuszne wymagać nic nie będę; ale od tego co mogę zdobyć dla niej czystem sumieniem, nie odstąpię — dla nikogo.
— Kochasz ją pan jeszcze? słabym głosem, jakby z wymówką, przemówiła Zastawska.
— Tak jest — odpowiedział Celestyn, — kocham ją miłością dawną i litością wielką. Patrz pani na mnie, widzisz na jakiego zszedłem nędzarza — nie chwaląc się, przyczyną tego jest ona, ale nieświadomą! Z dobrej mej woli oddałem jej wszystko, a wierz mi pani, że ten dla kogo się człowiek poświęca, przez ofiary staje się mu drogim.
Milka oczy spuściła.
— Mój Boże — szepnęła — jak szczęśliwi są ci, co na taką miłość zasłużyli!
— Ona nie wie o niej — odrzekł Celestyn, — i nigdy pewnie wiedzieć nie będzie...
Zamilkł — matka wniosła kawę...
Zdaje się, że Podroba dla wiadomych mu przyczyn o tyle się starał uregulowanie interesów przewlekać, o ile Celestyn się śpieszył z niemi. Codzień brakło czegoś po co albo do miasteczka posyłać, lub w archiwum poszukiwania czynić było potrzeba.
Zastawska wyjeżdżała codzień, ale rodzice jej nie puszczali. Bądź co bądź, zdawało się im, że Celestyn łagodniejszym się stał, a radzi byli, że go czasem zabawić mogła.
Dzień za dniem schodziły tak w Zbyszewie, a niecierpliwość Celestyna wzmagała się. Trudności na miejscu rosły. Wedle planu Celestyna, należało część dóbr poświęcić dla ocalenia reszty... Rozdzielenie majętności, które długo z sobą były połączone