Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/482

Ta strona została uwierzytelniona.

i nawzajem się wspomagały, w istocie zawikłanem było. Regestra nieskończone długów, z których część znaczna była na kwitkach i rachunkach, wymagały najtroskliwszego sprawdzania. Furami najeżdżali żydzi z miasteczka, a dni całe upływały na sporach z nimi. Drobne te ciężary liczbą swą składały sumy ogromne.
Księżna matka brała od wszystkich, podpisywała co kto chciał, nie płaciła nigdy. Znalazły się asygnacye księcia Eustachego, których Celestyn przyjmować nie chciał.
Było to morze do wypicia... Codzień z folwarku do swojej stancyjki we dworze przychodził smutniejszy Celestyn; codzień ocalenie dla księżny takiego majątku, któryby jej starczył na skromne życie, okazywało się mniej możliwem. Celestyn gryzł się i chorzał. Z Warszawy przychodziły ledwie czytelne i zrozumiałe listy panny Klary, wołające o ratunek...
Podroba zdawał się zrezygnowany, lecz widać było czasami lekkie oznaki ukontentowania, iż ów zbawca nie będzie mógł wygrzebać się z trudności, jakie go przywaliły... Rządca tryumfował.
— To się trzeba dotknąć, proszę pana — tych interesów, żeby się przekonać...
— Że były bardzo źle prowadzone — dodawał zniecierpliwiony Celestyn.
— Ja spełniałem rozkazy! konkludował, ręce umywając, stary.
Śpiesząc się i gryząc zwłokami, na ostatek z planami starannie wykonanemi częściowej sprzedaży Zbyszewa, pan Celestyn był gotów pod koniec zimy, któréj część znaczniejszą spędził nad papierami w tej