Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/484

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan jesteś chory, rzekła — pobyt w Zbyszewie zamęczył go; — trzeba wypocząć i leczyć się.
— Na co? spytał Celestyn — radbym tylko interesa księżny doprowadzić do końca, a potem...
Zastawska zaprotestowała ze łzami w oczach. Kormanowski rękę jej ścisnął.
— Widzi, kochana pani, rzekł, są życia niepotrzebne na świecie, a do znoszenia ciężkie. Gdy się to spełni, do czego człowiek był przeznaczony, małe czy wielkie, naówczas jak zwiędły liść z drzewa potrzeba spaść... Ja się już nikomu na nic nie zdałem.
— Tym, co pana kochają — odparła Milka. Nie mówię o innych, dodała z przyciskiem, ale pan masz siostrę.
— Ona ma męża i dzieci — rzekł Celestyn; — dziś i ona mnie już nie potrzebuje.
— Ale, choćby życie było ciężkie — przerwała gorąco Zastawska, — zabijać się nie godzi.
— Tak — samobójstwo jest ucieczką z placu boju — rzekł Celestyn; — wolno się jednak narażać na kule... paść od nich.
— Panie! zawołała Zastawska ze łzami.
Celestyn wesoło coś zagadał.
Żegnając, Milka powiedziała mu wyraziście: Do zobaczenia!
Spojrzał jej w oczy niedowierzająco i uśmiechnął się.
Chociaż w ciągu pobytu na wsi przez pannę Klarę dawał wiedzieć jak się tam interesa składały, i przeciwko planowi, jaki przedstawił, nic nie powiedziano, — znaku życia nie dano. Dopiero teraz wiózł z sobą opracowany program, który go tyle pracy