Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/486

Ta strona została uwierzytelniona.

a ja jeszcze mam zajęcie... i za parę dni wstać muszę, wyjść muszę...
Namowy Landlera, który się pogniewał w końcu — były próżne. Celestyn składał się niemożnością i zakończył z udaną wesołością:
— Nie bój się, konsyliarzu — to nie pierwszy raz... Ja siebie znam, podźwignę się — muszę, duch zwycięży głupie ciało.
W pałacu tymczasem księżna odebrawszy papiery, długo nad niemi siedziała, nie chcąc ich wziąć w ręce. Nienawykła do interesów miała do nich wstręt ludzi, który w innych sferach żyć nawykli, bez wstrętu dotknąć ich nie mogą.
Wiedziała już, że szło o sprzedaż pałacyku, o wyniesienie się na wieś, o prowadzenie tam życia cichego, na ustroniu... Było to dla niej nieznośnem. Potrzebowała ludzi, słuchaczów, uwielbień — towarzystwa, w którem nawykła była się odznaczać. Samotność dla niej, teraz zwłaszcza gdy pisała i sławy zapragnęła, równała się śmierci. Projekt Celestyna, który tyle mu pracy kosztował, jeszcze nienawistniejszym czynił jej człowieka, który go podał.
Widziała w nim jakieś jego skryte zamiary, może zbliżenia się na wsi, opanowania steru interesów, narzucenia się jej znowu. Zamiast więc wdzięczności, żal miała i nieufność, niecierpliwiła się i zżymała.
Klara zdumiała się widziąc, że papiery pozostały na stoliku przez cały dzień nietknięte.
Księżna Jadwiga, jak wszyscy ludzie rozpieszczeni, przyzwyczajona przez matkę do posługiwania się i wyręczania drugimi, nie mogła żyć bez dworu,