Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/489

Ta strona została uwierzytelniona.

gli. Na wsi nie ma życia... talent, ochota, natchnienie, wszystkoby tam zamarło.
Nim Celestyn nadjechał jeszcze, już dwie przyjaciołki były zgodne w tem, że wszystkich środków użyć należy, aby się od tej tyranii uwolnić.
Bącka jako niezmiernie praktycznego i jedynego człowieka doradziła męża swojego, który mógł księżnie służyć, bezinteresownie, gorliwie i wiele rozumnie.
Sylwuś zaś po krótkim namyśle zawyrokował, że wszystko było jedno, zamiast sprzedawać pałacyk, sprzedać Zbyszew, kapitał ulokować i z niego skromnie żyć w Warszawie.
Księżnie Jadwidze trafiło to do przekonania, a nic jej z głowy tego wybić nie mogło, że pierwszy mąż wszystko robił dla tego tylko, aby ją skompromitować i jej się narzucić. Bącka to najmocniej potwierdzała, a pan Sylwester mówił, że to było jasne jak słońce.
Dla tego więc samego na wieś jechać było nie można.
Gdy Celestyn powrócił, już wyrok zapadł na niego i jego pracę.
Księżna spojrzeć na nią nie chciała, nadąsana oddała ją Klarze, powiadając, że to się na nic nie zdało, i że wie do czego to wszystko zmierzało, ale potrafi spiskowi zapobiedz.
Dłużej nawet mówić o tem nie chciała.
Przestraszona panna Klara, która wiedziała jakim kosztem było okupione urządzenie interesów, wieczorem sama pobiegła do Celestyna, aby mu o tem oznajmić. Wiedziała wszystko, bo słyszała księżnę