Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/490

Ta strona została uwierzytelniona.

rozmawiającą głośno o tem z Bącką, która prawie z domu nie wychodziła... Stara sługa przybywająca z tą niefortunną wieścią, na ulicę Warecką, wszedłszy do izby zatęchłej, w której leżał Celestyn, przestraszyła się równie jak doktor. Zobaczywszy go, nie śmiała mu już nawet całej prawdy powiedzieć, aby go nią nie dobiła. Ze łzami w oczach, przysiadłszy na chwilę przy łóżku, oznajmiła mu szybko, w krótkich słowach, że księżna była tak niezdrowa, potrzebowała nieustannie doktorskiej opieki i nadzoru — że wynieść się z miasta nie mogła. Zatem... Zbyszew musi sprzedać, a przy pałacu pozostać.
— Pan się już tem nie męcz, dodała... bo księżna uprosiła tam kogoś co się zajmie...
Celestyn posłyszawszy wyrok, głowę spuścił i zaniemiał.
— Panno Klaro, odezwał się — ona się zgubi... Tyle pracy naszej przepadło! o mój Boże! mogłaby się była ocalić, a tu. — Stara panna zamruczała z westchnieniem.
— Pan wiesz, że i sam Pan Bóg człowieka bez woli jej własnej zbawić nie może...
Myśl pan teraz o sobie... boś chory... Zrobiłeś co tylko było można...
Celestyn nie rozpytywał się więcej, wiadomość ta zgniotła go zupełnie...
Nędza w jakiej znalazła panna Klara nieszczęśliwego, poruszyła ją mocno. Wiedziała co ją spowodowało, chciała na nią poradzić, lecz sposobu nie było. Z danych pieniędzy grosza odzyskać teraz — nie było z czego. Mówić o tem z księżną nie śmiała.