Dopiero za nim następowała sypialnia księżniczki, jak gniazdko ptaszyny wysłana kobiercami, osłoniona, ogrzana, z łóżeczkiem pawilonami białemi podbitemi niebiesko osłonionem, z lampą nocną u sufitu, z kominkiem na którym zegar bronzowy stary z przynależytościami, wystawiał jakąś scenę mitologiczną.
Księżniczka miała jeszcze osobną gotowalnię i pokoik, w którym nieodstępna sypiała sługa.
Księżna matka obchodziła się daleko mniejszem mieszkaniem dla siebie, lecz jedynemu dziecięciu chciała by było w domu jak w raju, i — jedno ku czemuś westchnienie starczyło, aby nazajutrz Jadzia miała czego zapragnęła chwilowo, czasem zapomniawszy natychmiast o fantazyi, która jakby cudem natychmiast się ziścić musiała.
Tak powstał przy salonie ten ogródek zimowy z palmami i wellingtonią — i fontanna w nim i biały posąg — tak przybyły tu wszystkie ozdoby, których dziecięciu niekiedy się zachciewało...
Matka zastała swą drogą Jadzię w salonie przy śniadaniu i nad książką, ale bez apetytu do kawy i bez zajęcia lekturą, siedziała bledsza niż zwykle, podparta na ręku, mizerna, z oczami podbitemi, co matkę niewymownie przeraziło, ale postanowiła być wesołą i usiłować ją rozruszać.
Weszła więc żywo, uściskała ją, zaszczebiotała o rzeczach obojętnych, ucałowała powtórnie, spytała czy nie ma ochoty się przejechać?... Czas był piękny bardzo.
Jadzia wzruszyła ramionami obojętnie, i na pytania odpowiadając bardzo chłodno — zaręczyła matce, że woli pozostać w domu, będzie czytała...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.