ki. — Stary się obawiał śmierci, testament się zbierał robić, jest dwa, czy trzy projekta różne, ale żadnego podpisanego. Sukcesya więc pójdzie wedle prawa na głowy.
— I na półgłówki! dorzucił Rymund seryo...
— Jednakże mówią, że zostawił rozporządzenie — odezwał się Bącki. Ja słyszałem przynajmniej.
— Mówię panu — rzekł z naciskiem Tymoleon, to są bałamuctwa, ludzie nieświadomi o projektach gadają, jako o rzeczy dokonanej, a to są... to są — raptularze... nic nie znaczące.
— Ale żeby też p. Jerzy się niedopilnował — począł Rymund, bo w jego interesie było, ażeby testament napisał...
— Hm! jest Pan Bóg? skonkludował hrabia. Gdyby się Jerzemu było powiodło, my byśmy wszyscy stracili. Pilnował on się i coraz to nowy projekt pisano, ale ks. Hermann, le taciturne, mruczał i podpis do jutra odkładał... Niech mu to Pan Bóg zapłaci.
Jadwiga też wzdychała do nich i sądziła, że jakieś ma prawo nie być zapomnianą, a oprócz tego przychodziło jej na myśl, że gdyby testamentu nie było, jakaś część przypadłaby i na zbiegłego męża, który nie chcąc jej stracić, musiałby do kraju powrócić.
Rymund skorzystał z chwili, gdy księżna mniej była otoczona, i odezwała się po cichu:
— Miałem dziś wiele do czynienia z tym panem... który był pierwszym jej mężem. Człowiek to oszalały
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/504
Ta strona została uwierzytelniona.