— Bylebyś się nie męczyła tem czytaniem do zbytku — rzekła księżna. Ja uwielbiam to twoje pragnienie mądrości, ale młoda, potrzebujesz ruchu, powietrza, rozrywki...
Księżniczka ramionami poruszyła. Matka zagadała o czem innem. Ażeby okazać, że jej rozmowa ta niebardzo była do smaku, Jadzia nie zważając na przytomność księżny, wzięła książkę ze stołu i czytać ją zaczęła...
— Było to znakiem dla matki, że — oddalić się może...
W razie gdy do tego była zmuszoną, księżna w dozorze nad ukochaną wyręczała się tą panną Klarą, która i przy lekcyach miała siadywać obowiązek, i nieustannie tuż, pod bokiem czuwała nad księżniczką.
Była to stara... przyjaciółka domu, do którego weszła bardzo za młodu, i w którym zwiędła, przebywszy wiele cichych przygód, zawodów, zakończonych smutnem panieństwem bez nadziei. Milcząca, rozważna, łagodna, doskonale znająca z długiego doświadczenia i samą księżnę i Jadzię, co się przy niej i pod jej dozorem wychowywała, panna Klara była cierpliwością samą. Mówiła mało, umiała znosić wiele i nawet ta straszna niewola, która do późnej nocy rzadko jej na chwilę odetchnąć dozwalała, zdawała się jej nie ciężyć. Zrezygnowana, spokojna, była prawdziwym skarbem dla księżny, która pomimo to wcale dla niej czułości nie okazywała.
Jadzia wprost znajdowała ją — nudną i głupią. Rzadko raczyła się nawet do niej odezwać, ale posługiwała się nią chętnie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.