Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/512

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale znalazł wcześniej trochę przybyłe dwie panie i u łoża, siedzącą rozpłakaną Milkę, która tak była poruszoną, iż ręki Celestyna, którą trzymała nie puściła na widok obcego i łez płynących nie otarła.
Stan chorego, do którego była całą duszą przywiązana, cały świat dla niej czynił obojętnym. Cóż ją obchodzić mogło, że ludzie mówić mieli, iż go kochała, gdy on umierał?
Tego dnia w istocie, choć go odwiedziny rozbudziły wzruszeniem, Celestyn był znacznie gorzej. Oddech miał krótki, a puls podniesiony zwiastował zbliżanie się ostatniej walki. On sam czuł to i niespokojny się poruszał, — oczyma rzucając do koła, jakby wzywał ratunku. Postrzegł to Rymund i posłał po Landlera, szepnąwszy konsyliarzowej, aby chorego w spokoju zostawiły.
Gdy ta zbliżyła się do Milki, chcąc je od łoża odciągnąć, biedna kobieta stanowczo się oparła.
— Ja, tu zostanę! odparła głosem przerywanym — ja nie mogę odejść. On nie będzie tak okrutnym, aby mnie chciał odpędzić od siebie. Wszak pomoc kobieca jest potrzebna... ja zostanę.
Rymund nie śmiał nalegać... Nadchodzący Landler, po zbadaniu chorego, rzekł Litwinowi cicho, iż nie ma już nic do stracenia.
Zastawska ze łzami w oczach błagała, aby jej zostać pozwolono... Zrzuciła chustkę, a widząc, że głowa zbyt leżała nizko, poszła poduszki podnieść i dopomódz osłabieniu, aby się trochę podźwignął.
Niewyraźną mową Celestyn dziękował, rękę wyciągnął do Milki i podaną dłoń do ust przycisnął. Na skinienie, które odgadła, Zastawska chwyciła szklan-