Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/515

Ta strona została uwierzytelniona.

z ust się jej wyrwał, papier z rąk się wysunął, i księżna dostała mdłości...
Panna Klara, która się troskliwie dowiadywała o Celestyna, domyśliła się łatwo, jaką list ten wiadomość przynosił. Choć czuła winę księżny, nie mogła Rymundowi jego okrucieństwa przebaczyć.
Księżnie gniew przeciw kuzynowi, który jak się wyrażała, nielitościwie ją prześladował — dopomógł do przezwyciężenia bólu, jakiego dowiadując się śmierci Celestyna doznała.
Był-li to żal? — drgnęło jej czy nie serce wyschłe? to pewna, że zgon tego widma przeszłości, które ją ścigało ciągle — zrobił jej ulgę jakąś. Ciężar spadł z duszy. Nie obawiała się już spotkać go, i ludzie nim jej dłużej prześladować nie mogli. Wkrótce — wyobrażała sobie — wszystko będzie zapomniane.
Lecz któż własnej pamięci nakaże, aby milczała? Księżna teraz właśnie, gdy Celestyna nie było na świecie, gdy się go lękać przestała, — wspominać zaczęła z czułością, z rozrzewnieniem, do którego się nie przyznawała. Celestyn młody, taki, jakim się zjawił po raz pierwszy przed rozpieszczonem dzieckiem, wymowny, poetyczny, stał przed nią. Słyszała głos jego, przypominała sobie momenta życia, w których go tak namiętnie kochała. Miłość odżyła na mogile.
Nikt w świecie, oprócz starej panny Klary, nie domyślał się tego. Księżna na przekór Rymundowi chciała nawet za pogrzebem pojechać, ale sił jej zabrakło... Staraniem Litwina tłumy ludu się zebrały, na odprowadzenie do Powązek ofiary tej — którą miłość wielka i niewdzięczność zamordowały. Rymund postarał się o mowę pogrzebową, którą kazał wydru-