kować, pełną alluzyj i bolesnych, dwuznacznych, napomknień. Staraniem jego także stanąć miał nagrobek piękny, na którym krótki napis łaciński błogosławił tych, co wiele cierpieli na ziemi...
Następnej wiosny stał już gotów ten kamień, na którym pod medalionem zmarłego, z rozkazu przyjaciela, wyrzeźbiona była symboliczna korona z róż i ciernia.
Rymund sam przybywając do Warszawy, jeździł na Powązki, dopilnowując ustawienia grobowca i otoczenia go ogródkiem zielonym.
Jednego wieczoru czerwcowego... kobieta czarno ubrana z wieńcem nieśmiertelników, weszła szybkim krokiem na cmentarz, dopytała o grób Celestyna i poszła zawiesić na kracie wianek... Klękła i płakała...
Była młodą jeszcze i nadzwyczajna jej piękność, tem większe czyniła wrażenie, że ją wyraz boleści nadziemską otaczał aureolą. Idealnej czystości rysy, cera przezroczysta i biała, załzawione oczy, — składały się na oblicze jakby z obrazu Ary Scheffera odkradzione. Zdało się, że to nie była ziemi mieszkanka, ale duch ucieleśniony na chwilę, który spłynął z obłoków na słońca promieniu, i miał nazad z nim do niebios powrócić. Wianek upadł z jej rąk, a łzy polały się z oczu strumieniem... klęczała jak posąg dopełniający grobowiec...
Cicho było na cmentarzu, tylko ptaszki kładnąc się do snu świergotały niespokojne.
W ulicy zaturkotał powóz...
Wolnym krokiem weszła na cmentarz kobieta grubą czarną zasłoną kryjąca twarz, niepewnym krokiem zbliżając się do tego samego grobowca.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/516
Ta strona została uwierzytelniona.