Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/517

Ta strona została uwierzytelniona.

I ona miała w ręku wianek, który drżał... Szukała oczyma znajomego już jej pomnika... Zadumana podeszła ku niemu, i uklęknąć miała przy kracie, gdy naprzeciw siebie ujrzała rozpłakaną, drżącą z załamanemi rękami niewiastę.
Stanęła osłupiała, wlepiając w nią oczy...
Zdawała się niepojmować, jakiem prawem ten ból przychodził do grobu, któremu ona przynosiła wianek i westchnienie...
Długo załzawiona nie widziała stojącej naprzeciw siebie... cała była w boleści swej i w tym grobie. Dopiero gdy powstać miała, wzrok jej padł na tę czarną, tajemniczą nieznajomą... Dwie kobiety zmierzyły się oczyma...
Gdy pierwsza z nich wstała, druga zbliżyła się do kraty, ręką białą, zawiesiła wianek, odsłoniła nagle twarz żółtą i zwiędłą, i ustami poruszyła jak do modlitwy. Dumnym wzrokiem wyzywać się zdała współzawodniczkę, jakich się praw swych u tej mogiły dopominała...
Oczy dwóch kobiet badały się tak długo, milcząco, aż piękna zbolała, klękła raz jeszcze, jęknęła głośno i porwawszy się nagle, szybko od grobu oddaliła...
Druga pozostała zwycięzko... Ale usta jej już się nie modliły, dumała, czoło marszczyła, podparła się na dłoni. Któż wie, może anioł śmierci dyktował jej pieśń, którą jutro wygłosić miała?
Były to — Milka umyślnie przybyła z pielgrzymką do grobu przyjaciela, i sławna księżna Jadwiga...

KONIEC.