Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.



W salonie księżny Eufrezyi miano podawać herbatę. Był to wieczór czerwcowy, dosyć gorący — okna wychodzące na cienisty ogród stary stały pootwierane. Z dala przytłumiony słychać było gwar miasta; ale stare drzewa tak osłaniały pałacyk z tej strony, iż tylko z odgłosu można się było domyślać stolicy. Rozrosłe ich konary zielonem sklepieniem pokrywały trochę wilgotny i smutny ogródek, któremu mury ze wszech stron go otaczające, kradły powietrze i słońce...
Jak on tak i pałacyk miał pozór dobrze zachowanej pamiątki, niezbyt już dla nowszych życia wymagań dogodnej. Wiek musiał co najmniej upłynąć jak po raz ostatni mury tego gmachu ustroiły się i odmłodziły. Nosił on wybitny charakter końca XVIII w., w którym był przerobiony.
Teraźniejsza właścicielka czy przez poszanowanie, czy dla fantazyi jakiejś nic tu odmieniać i odmawiać nie chciała, choć złocenia były poczerniałe, białe malowania zbrukane, a stare obicia wyblakłe.